Gdy pierwszy raz zobaczyłem zwiastun, pomyślałem, że ktoś, gdzieś tam – w Sony – zrobił sobie, razem z kolegami dobry dowcip. Przyznaję, że trochę się zdziwiłem, gdy dowiedziałem się, że faktycznie planowana jest premiera pełnometrażowego filmu.
Zaskoczyła mnie też fabuła, która wbrew temu co zwykli ostatnio robić producenci, nie została pokazana już w zwiastunie, ale razem ze specjalnymi smaczkami dla bardziej świadomego widza rozkręcała się stopniowo.
Rodzice z dziećmi wychodzili
Sausage Party to animacja od dorosłych dla dorosłych. Pod żadnym pozorem nie zabieraj na nią młodszej siostry. Film puszczany jest rano, co mogłoby sugerować jego przeznaczenie młodszym widzom, ale – na dobry buk – NIE! Tym razem serio po coś wpisali tam to ograniczenie wiekowe.
Pod pozorną warstwą biegających w kółko produktów spożywczych, nadających niemal bez przerwy o rżnięciu, ruchaniu, nabijaniu, nadziewaniu, zamaczaniu i stykaniu we wszystkich konfiguracjach, kryje się jednak coś więcej.
Bo film mówi o nas
Jeśli wyrzucisz te wszystkie dialogi i sceny, w których jedzenie pieprzy jedzenie (coś dla Ilony Felicjańskiej) – mimo że zostanie Ci wtedy tylko połowa filmu – nagle wypłynie na wierzch sens, który chcieli przekazać Ci twórcy.
I tak, wiem, że niektórym w głowach zostanie tylko parówka próbująca wsadzić się w bułkę do hotdoga. Trudno. Każdy ma jakieś hobby.
Wbrew pozorom – „Sausage Party” to film, w którym bohaterowie ukryci pod postacią zwykłej parówy czy kawałka tortilli, mówią o prawdach, mających bezpośrednie przełożenie na nasze życie i opisujące w sposób niezwykle trafny społeczeństwo, w którym funkcjonujemy.
Osoby bez dzieci też wychodziły
Podczas seansu zwyczajne produkty spożywcze obalają bowiem stereotypy, krytykują wszelką gradację i zwierzchnictwo, ustroje i partie polityczne, postacie historyczne oraz podważają sens religii, wierzeń i tradycji. Bohaterowie nie stronią też od najprymitywniejszych żartów rasistowskich, seksistowskich i homofobicznych.
Przy tym wszystkim, animacja Setha Rogena zawiera masę nawiązań do światowej popkultury i polityki oraz ich faktów i mitów, z których urządza sobie zabawę w najlepsze. Na ekranie spotkamy się między innymi z uosobieniami Adolfa Hitlera czy Stephena Hawkinga.
Wartko poprowadzona akcja – mimo, że w połowie zdaje się trochę zwalniać – sprawia, że jeden seans może nie wystarczyć na wyłapanie wszystkich symboli i aluzji.
Wszystko po to, aby finalnie wyklarować widzowi wizję świata, który bez zasad, sumienia i moralnego ludzkiego poczucia, stałby się jednym wielkim hedonistycznym burdelem. Choć to tylko ta powierzchowna warstwa filmu.
A trzeba było zostać do końca
Któryś ze znajomych zapytał mnie wczoraj, czy film jest bardzo wulgarny. Otóż: tak.
To obrzydliwa, ordynarna, pełna seksu i wulgarności animacja. Ale jeżeli w tym wszystkim zawarty jest jakiś wyższy przekaz, to niech autorzy tacy jak Seth Rogen i paczka z Sony tworzą tego więcej. Na zdrowie!
Pozostaje tylko pytanie, czy fani ich stylu będą na tyle ogarnięci, by dostrzec nogi kaczki ukryte pod taflą wody w przerwie od patrzenia na jej powierzchnię i czekania na kolejnego „madafakersa” wsadzającego parówę w bułę.
Bo to po prostu dobra animacja
Nie chcę przez to powiedzieć, że to mądry film, że uczy życia i że powinieneś go zobaczyć. Ale jest on po prostu mądrzejszy, niż na pierwszy rzut oka się wydaje. Powiedziałbym, że to wręcz inteligentne kino – choć nie dla każdego.
Momentami trzeba być odpornym na prymitywizm oraz absurd, a czasem wręcz wyłączyć na chwilę dobry głos w sobie (trochę jak podczas gry w „Cards Against Humanity”).
Mimo to, odkrywając podczas seansu kolejne aluzje i nawiązania całkiem nieźle się bawiłem i chętnie poszedłbym na film jeszcze raz, choćby po to, żeby dostrzec je wszystkie.
Dobry pomysł na historię, fantastycznie zrobiona animacja i – co u nas ważne – całkiem przyzwoite tłumaczenie (szczególnie jeśli chodzi o „fuck” w tylu różnych kontekstach). Może ja po porostu dawno nie trafiłem na animację takiej klasy (w końcu poważni ludzie z brodą chodzą tylko na poważne filmy, a nie na jakieś tam bajki o kiełbasie), ale ta mi się na prawdę podobała.
Czy polecam Sausage Party?
Oczywiście!
Ale schowaj wcześniej do kieszeni swoje poglądy, moralność i wstyd. Czekają Cię wtedy 83 minuty dobrej zabawy spędzonej na oglądaniu fenomenalnie wykonanej animacji i paraboli ukrytej wcale nie tak głęboko pod powierzchnią jednej wielkiej jedzeniowej orgii.
Jeśli nie umiesz tego zrobić i nastawisz się na wysokiej klasy rozrywkę, film ten tylko wyprowadzi Cię z równowagi.
Wtedy sorry, ale czego się spodziewałeś po filmie o tytule znaczącym de facto po prostu jedną wielką orgię? Chyba nie imprezy dla kiełbasek?