Szanuj wulgaryzmy

– Wisła, chyba już się zaczyna!

– Spokojnie, zaraz będę.

Wisła włączył alarm, zamknął firmę, wsiadł na motocykl i ruszył do domu. Zanim do niego dojechał, odebrał od ojca trzy telefony ponaglające. Na miejscu wraz z rodzącą żoną wsiedli do samochodu. Wisła spokojnie, zamknął drzwi, zapiął pasy i nim odpalił silnik usłyszał:

– Zapierdalaj Wisła, zapierdalaj!

To było drugie dziecko Wisły. Poród trwał dziesięć minut.

Bawią mnie osoby, które słysząc wulgaryzm, robią miny i zatykają uszy. Osoby, które przeklinając przyciszają głos. Które gwia***ują kurwę, chuja lub dupę.
Oj, przepraszam.

Wulgaryzmy = emocje

To najbardziej naładowane emocjonalnie słowa, które używane są (a przynajmniej powinny być z definicji), żeby rozładować napięcie wynikające z danej sytuacji i kiedy nie sposób już użyć innych. Takie wyrazy istnieją w każdym języku.

W zależności od tego, czy ten jest dla Ciebie natywnym, gdy usłyszysz wulgaryzm wpłynie on na Ciebie, dotknie lub urazi w różnym stopniu. Dlaczego? Bo wulgaryzmy w innych językach (zakładając nawet, że je rozumiesz), nie niosą ze sobą tak potężnego ładunku emocjonalnego, jak te same słowa w Twoim ojczystym języku.

Potykając się na mieście o wystającą kostkę brukową – z kurwą na ustach – możesz dostać mandat. To samo z niewinnym „fuck” (zakładając, że jesteśmy w Polsce) nie wzbudziłoby w nikim żadnych emocji.

Od tego one są. Od tego są one.

Rozumiem, czasem jest potrzeba rzucenia kurwą. Od ponad jedenastu lat żyję w środowisku artystycznym, w którym na co dzień spotyka się megastresujące sytuacje. To samo zresztą dotyczy innych (a nieartystycznych) stresujących zawodów takich jak strażacy, żołnierze, piloci, dziennikarze czy politycy. Duże nerwy = mocne słowa. Przecież po to je mamy.

Jeśli jednak chcesz wyrazić swoje emocje na piśmie – zrób to porządnie, bez jakichś gwiazdek. Po co niby one? Jak mówisz, to też wycinasz głoskę ze środka? Skoro musisz wyrazić swoje emocje, zrób to. Nie powstrzymuj się.

Zdradzę Ci przykrą prawdę. Ostrzegam – może Cię zaskoczyć.

Cenzura nic nie da

To, że wygwiazdkujesz wyraz, nie sprawi automatycznie, że nikt się nie zorientuje, co on oznaczał. Albo, że gwiazdki zakamuflują go przed niepełnoletnimi (którzy wbrew pozorom, słyszeli już w autobusach prawdopodobnie gorsze rzeczy niż to, co zamierzasz napisać w internecie).

Serio, taka pseudocenzura jest tu kompletnie bez sensu. Jeśli czujesz, że musisz ogwiazdkować wulgaryzm to w ogóle go sobie podaruj. Jeżeli masz go użyć jako przecinka i wcale nie ma odzwierciedlać swoistego apogeum emocjonalnego sytuacji – jak w historii we wstępie – to daj sobie spokój. Nie po to bowiem istnieje tyle pięknych słów, żeby korzystać z nich przy byle potknięciu.

Używaj sobie. Byle mądrze!

Mamy w naszym języku niemal tyle samo pięknych określeń rzeczywistości i fikcji, co wulgaryzmów. I wcale nie jestem przeciwny używaniu ich na co dzień. Jeśli nie liczyć tych odnoszących się bezpośrednio do czynności seksualnych i części ciała z nimi związanych, większość z nich jest na prawdę piękna.

Trzeba tylko umieć to zauważyć i używać ich w odpowiednim kontekście. Po tym właśnie odróżnisz inteligentną i trzeźwo myślącą osobę od kogoś posiadającego znaczące braki w kulturze osobistej (zapewniam, że żona Wisły na co dzień jest spokojną, kulturalną osobą).

Jaką wartość będzie niosła dla Ciebie kurwa, której używasz codziennie – jako przecinka? Często używany wulgaryzm zużywa się. Skoro są to wyrazy niosące ogromny ładunek emocjonalny, a Ty sprowadzasz je do użytku powszechnego, jakich słów użyjesz zamiast?

A może wtedy nie będzie już miejsca na słowa?

Szanujmy wulgaryzmy. Używajmy ich, gdy jest to naprawdę konieczne. Codzienną rzeczywistość możemy opisywać używając cenzuralnych zamienników, a inne piękne słowa pozostawmy sobie na specjalne okazje.

Skomentuj