Jakiś czas temu Snapchat wypuścił na rynek okulary przeciwsłoneczne. Oczywiście nie są to zwykłe okulary, ale urządzenie, dzięki któremu nagramy snapy z perspektywy własnych oczu.
Snapchat Spectacles można kupić znajdując budkę, której położenie zmienia się co 48 godzin. Dla ułatwienia podpowiem, że nie trzeba szukać poza USA, bo i tak się nie znajdzie.
Ale to nie o okularach chciałem pisać. Są one tylko pretekstem do szerszego ujęcia innej kwestii. Zanim jednak przejdę do właściwego tematu muszę zwrócić uwagę na pewien aspekt.
Otóż nagranie wykonane kamerą okularów dostajemy finalnie w formie okręgu. Nie jest to wcale zasługa szerokiego kąta w konstrukcji kamery urządzenia (chociaż 115 stopni nawet trochę imponuje).
Ot fanaberia twórców dzięki której filmy w aplikacji możemy oglądać w następujący sposób:
Widzimisie Snapchata czy nie, okrągłe wideo okazało się na tyle pociągające, że osoby nieposiadające okularów też zapragnęły je mieć. Je, to znaczy wideo, nie okulary. W końcu na co komu okulary skoro można ich nie kupować, trochę oszukać (siebie, znajomych, samego Snapchata) i cieszyć się „wideo ze Spectacles” za jedyne zero złotych.
W odpowiedzi na taki popyt w mig powstała strona Roundviewapp stworzona przez „Rahula M” dzięki, której możemy połechtać tę, podążającą za trendem za wszelką cenę, cząstkę. Autor rozwiązania ma obecnie zakaz używania słowa „Snap” oraz ikony ducha i okularów Spectacles. Więcej o Rahulu przeczytasz na jego blogu)
Sprawa ze snapowymi okularami to tylko przykład, którym chcę zwrócić uwagę na społeczną tendencję do podążania za popularnością i generalnie rzecz biorąc tym, co najnowsze.
Oczywiście trend ten istniał w społeczeństwie od zawsze, ale mam wrażenie, że w dobie internetu i współczesnej technologii – mimo że w obecnych czasach naprawdę nie mamy problemu z dostępnością produktów – staje się on jeszcze bardziej widoczny.
Nie zrozum mnie źle. Nie chcę powiedzieć, że podążanie za trendami, za tym co zwyczajnie nam się podoba (w końcu trend bez tego nie byłby trendem) jest czymś złym. Bynajmniej, sam to robię, bardzo to lubię i nie mam nic przeciwko.
Chodzi mi jednak o osoby, które robią to za wszelką cenę, nawet jeśli (jak w przypadku snap-okularów) mają dostać tylko efekt końcowy. Przecież to puste podążanie za popularnością, pozbawione całej zabawy polegającej na byciu zaangażowanym (w tym przypadku w tworzenie treści).
Takie podejście do życia chyba nigdy nie przestanie mnie dziwić. Tym bardziej, gdy chodzi o produkty cyfrowe – filmy, e-booki, czy gry, aplikacje i programy na PC. Mam wrażenie, że w Polsce nadal nie przełączyliśmy się na myślenie godne XXI wieku i wciąż wydaje nam się, że skoro coś jest daleko – lub gdy nie trzymamy czegoś fizycznie, we własnej dłoni – to jest to coś bez wartości. Choć przykład Spectacles pokazuje, że najwidoczniej nie tylko w Polsce mamy z tym problem.